Na Wyspie Skye zaplanowaliśmy 5 dni. Wiedzieliśmy, że pogoda nie będzie nas tu rozpieszczać, ale byliśmy też pewni, że widoki wynagrodzą wysiłek i niedogodności aury. Zdjęcia, które widzieliśmy wcześniej w przewodnikach czy w internecie zdawały się wołać do nas: tu jest tak pięknie, że musicie mnie zobaczyć, a droga na wyspę pośród zboczy z zielonymi „dywanami” tylko potęgowała naszą ciekawość. I rzeczywiście, ani zdjęcia, ani opis czy opowieść, nie są w stanie oddać piękna i ogromu tutejszej przyrody. Isle of Skye to magiczne, zachwycające miejsca, które po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy!
Planując piesze wycieczki po wyspie, znaleźliśmy informację, że nie ma tu wyznaczonych szlaków. Owszem, są ścieżki, ale nie ukrywam, że w wielu miejscach przydał nam się GPS. Urządzenie okazało się nieocenione np. podczas zejścia z The Storr, kiedy wyzwaniem było trafienie we właściwy strumień, opadający z klifu tak, ze mógł stanowić bezpieczną drogę zejścia.
Poniżej 6 miejsc, które najbardziej zapadły nam w pamięć.
Old Man of Storr i The Storr
Old Man of Storr to przewodnikowe must see. I rzeczywiście, jest to wyjątkowy i jeden z najbardziej spektakularnych widoków Szkocji. Oczarowuje turystów, filmowców (można go zobaczyć między innymi w pierwszych scenach filmu Prometeusz (2012) i oczarował nas.
Do Old Man of Storr łatwo dotrzeć. Ten wznoszący się na 49 m monolit widoczny jest z drogi do Portree, dlatego z łatwością można znaleźć darmowy parking, z którego wyruszają wycieczki. Tak, tak, to miejsce jest oblegane przez turystów, ale przyznam, że ich obecność nie była mocno odczuwalna. Kiedy dotrzecie już na miejsce, warto skierować się na prawo, czyli na północ, aby zobaczyć słynny, pocztówkowy widok na Old Man of Storr. Taka wycieczka z zejściem do parkingu zajmuje ok. 2 godz., w zależności od tego, ile czasu spędzicie na podziwianiu i fotografowaniu.
Quiraing – bajkowy krajobraz
Tę wycieczkę zostawiliśmy sobie na ostatni dzień pobytu na wyspie Skye, ale jeśli planujecie tutaj tylko 2-3 dni, zdecydowanie polecamy to miejsce.
My wybraliśmy wariant przejścia najpierw trawersem u stóp grani w kierunku północnym, a potem wejścia na grań. Pogoda niezbyt dopisała, ale widoczność nie była zła. Najpierw zatrzymaliśmy się przy niesamowitych formacjach skalnych – Prison, Needle, Quiraing i Table. Następnie weszliśmy w dolinę Coire Mhic Eachainn, aby z niej wspiąć się na grań. Naszym oczom ukazał się przepiękny widok, ponieważ chmury ustąpiły miejsca błękitnemu niebu. I choć wiało tak bardzo, że baliśmy się iść mocno eksponowaną ścieżką przebiegającą zaledwie 40 cm od brzegu grani, to zatrzymywaliśmy się niemal co kilka kroków, aby kontemplować te niesamowite przestrzenie. Mimo, że do samochodu dotarliśmy w strugach deszczu, do dziś pozostały w głowach te wspaniałe obrazy.
Rubh’ an Dunain – z widokiem na Black Cuillins
Niestety nie udało nam się dotrzeć w to, jak podają przewodniki, najpiękniejsze pasmo górskie Wielkiej Brytanii, ale po kilkugodzinnej wycieczce z widokiem na Cuillins wiemy, że musimy wrócić na Skye.
Rubh’an Dunain to półwysep rozciągający się z Glen Brittle beach w cieniu Cuillins. Wycieczka na półwysep to raczej długi spacer ze wspaniałymi widokami. Na samym cyplu – fale rozbijające się z furią o klif, kotłujące się pod nami i porywisty wiatr. Przepięknie! Na klifie można zobaczyć nieco historycznych pozostałości neolitycznych i dobrze zachowane pozostałości budynków (?) z epoki żelaza.
My mieliśmy powrót z atrakcją przeprawy przez wezbrany strumień (znaleźliśmy w końcu mostek!) i z przepięknym widokiem na tęczę na planie Black Cuillins. Kosmos!
Miasteczko Portree i Coral Beach – urlop na plaży w strugach deszczu
Te dwa miejsca zostawiliśmy na dzień z tzw. gorszą pogodą. Portree (dosł. port króla) to największa ‘metropolia” wyspy z portem otoczonym kolorowymi domkami. Na początek odwiedziliśmy namierzony wcześniej sklepik z owocami morza, gdzie skusiliśmy się na kanapki z pastą krabową. Świeżutkie, przy nas przygotowywane, mniam… Posileni, pokręciliśmy się trochę po uroczych uliczkach miasteczka, po czym zeszliśmy do portu. Tu czekała nas niespodzianka – niebo się nieco przejaśniło i wyszło nawet słońce!
Coral Beach wg przewodnika to spacer na półtorej godziny, więc nawet przy kiepskiej pogodzie nie powinno być tak źle. I tu się myliliśmy… Na samej plaży zaczęło mocno wiać i padać, szybko mocno zmokliśmy. Podziwialiśmy jednak dzielnie widoki – plaży nie piaszczystej, jak mogłoby się wydawać, a powstałej ze skruszonych muszli i pancerzy skorupiaków, a także klifów spektakularnie uciekających do morza.
Tę wycieczkę można też połączyć ze zwiedzaniem Destylarni Talisker w Carbost. Mieliśmy taki plan, ale okazało się, że bilety były już wyprzedane, dlatego, jeśli chcecie popatrzeć i posłuchać, jak robi się whisky, pamiętajcie, aby wejście zarezerwować wcześniej.
Ben Tianavaig…
… czyli nowa powieść Leonie Swann pt. „Mgła Owiec”. To oczywiście żart, ale wyłaniające się z mgły, podczas absolutnej ciszy, jedna po drugiej owce, przywiodły na myśl przeczytane niedawno powieści „Triumf owiec” i „Sprawiedliwość owiec”…
Podczas sprzyjającej aury z Ben Tianavaig roztacza się widok na Cuillin Hills oraz na wyspę Raasay. Niestety nie dane nam było podziwiać takie widoki. Wycieczka w wykraplającej się chmurze, porywistym wietrze i niekiedy deszczu. Mimo tego – przepiękna. Kilka momentów zastanowienia jak ominąć progi skalne czy obejść jakąś formację broniącą dostępu do morza. Zejście na „plażę” – własne warianty po wrzosowiskach i morenach z wybitnym trawersem (którego szukaliśmy długo!) nad polem „kapusty”. Plaża – ogromna przestrzeń, dywany oszałamiająco zielonych traw, kłody jasnego drewna wśród rumoszu kamieni. I wiatr – powalający niemal. I pozostałości owcy – wysuszone wiatrem żebra, wysklepiające się w absurdalny strop Kościoła Martwej Owcy. Cóż, jedno jest pewne: ta owca nie wróci do stada. A powinna – bo owca nie może oddalać się od stada. Chyba, że do nieg wróci. Powrotna droga to spacer plażą – czyli trawers stoków owczymi ścieżkami nad smaganym falami rumoszem skalnym. Końcówka – po pachy w gęstych paprociach.
Niby nic takiego – ale cztery godziny uciekły szybko. Jak owce.
Na Skye, największą wyspę Hebrydów Wewnętrznych, obecnie można dostać się przez most łączący Kyle of Lochals i Kyleakin. Przeprawa jest bezpłatna, choć do 2004 r. opłata za przejazd mostem była tak wysoka, jak przeprawa promem, który do 1995 r. był jedyną opcją dotarcia na wyspę.
Na wyspie zatrzymaliśmy się w wynajętym domku, który 3 miesiące przed wyjazdem zarezerwowaliśmy cudem. Sierpień to jednak sezon, więc planując na wyspie wakacje szukajcie noclegu dużo wcześniej. Domek, z pięknym widokiem na Portree czyli główne miasto wyspy, znajdował się po drugiej stronie Loch Portree. Świetne było w nim też to, że zmoczeni intensywnym deszczem mogliśmy bez problemu wysuszyć buty i ubrania!
Więcej praktycznych porad dotyczących wyspy Skye znajdziecie tutaj, a po wszystkie wpisy z naszych podróży po Szkocji zajrzyjcie tu: Szkocja
Jeśli podobają się Wam nasze posty, zapraszamy do polubienia strony Aktywnych w podróży na Facebooku oraz do śledzenia naszego profilu na Instagramie. Będzie nam również miło, jeśli udostępnicie ten post swoim znajomym.
Jeśli spodobał Ci się post, możesz nas wesprzeć stawiając nam wirtualną kawę. Tym sposobem wspierasz naszą twórczość.
Dodatkowo, stawiając nam kawę, masz teraz możliwość odebrania za darmo 45 dni dostępu do bogatej biblioteki audiobooków BookBeat!
Zostaw Odpowiedź