Od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem popełnienia tekstu o nawigacji – ale w kontekście używania turystycznych urządzeń GPS. Specjalistą nie jestem, ale użytkownikiem – a i owszem.
Wszystko zaczęło się tuż przed naszym wyjazdem do Szkocji, a przepraszam, pierwsze zetknięcie z turystycznym GPS’em to Betlejemka w 1995 roku. Był to Garmin (modelu nie pamiętam – GPS 40?) zaprezentowany nam – kursantom, przyszłym Taternikom przez ś.p. Bogdana Jankowskiego. Chodziliśmy więc z tym urządzeniem, wpatrując się w monochromatyczny ekranik jako wyzwanie traktując wyznaczanie trasy między Betlejemką a Murowańcem. Tak, to był pierwszy kontakt, a potem długo, długo nic.
Zatem Szkocja. Zanim zdecydowałem o zakupie Garmina, zamówiliśmy mapy papierowe zacnego wydawnictwa Ordnance Survey (seria Explorer), jak również przewodniki. To była podstawa. Zresztą, klimat jeżdżenia palcem po mapie, odkrywania egzotycznych nazw (Loch Coruisk, Rubh’ an Dunain…) czy analizy gęstości poziomic porównywalny z niegdysiejszym studiowaniem globusa i wyobrażaniem sobie podróży wokół świata. Wróćmy jednak do tematu.
Impulsem do zamówienia ręcznej, turystycznej nawigacji było to, że wg dostępnych informacji, w interesujących nas rejonach Szkocji po prostu nie ma znakowanych szlaków, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Opisy w przewodnikach również nie pozostawiały złudzeń: „(…) dalej kierujemy się na północ w kierunku morza, znaleźć można ścieżki wydeptane przez owce. Uwaga, na wschód opada strome zbocze – ślisko!(…)”. Przyznam szczerze – był to doskonały pretekst do zakupu gadżetu, jak bardzo pomocnego – okazało się później…
Od razu zaznaczę – tego typu nawigacja (Garmin GPSmap 62s) w większości przypadków nie jest urządzeniem ‘plug&play’. Trzeba skonfigurować mapy, wiedzieć w jakim systemie współrzędnych będziemy działać (można wybrać różne), poznać system i jego działanie gdyż na ogół będziemy go potrzebować, np. w fatalnych warunkach pogodowych – nie będzie wtedy czasu na naukę i testy.
To również urządzenie, które wraz z dedykowanym oprogramowaniem (np. Garmin Base Camp) pozwala na wyznaczanie tras, punktów i generalnie – zabawę mapami. Takie współczesne jeżdżenie palcem po mapie. To co jest istotne i może dla użytkownika smartfona nieoczywiste – taki sprzęt nie wymaga dostępu do BTS’ów (stacji przekaźnikowych telefonii komórkowej), ale uwaga: nadal wymaga zasilania.
Konieczność zasilania, no właśnie – woda na młyn przeciwników turystycznych GPS’ów. Kontrargumentem jest to, że baterie na prawdę długo wytrzymują. Wiele razy używaliśmy nawigacji przez klika dni z rzędu na jednym komplecie akumulatorów.
A zatem – dla kogo nawigacja?
Dla tych, którzy bawią się mapami, lubią kreślić trasy, analizować przewyższenia, nie boją się technologii. Raczej dla świadomych użytkowników. To wybór również dla tych, którzy wybierają się w regiony bez pokrycia sieci komórkowej a chcą mieć ‘backup’ nawigacyjny. Nie, nie zapewni nam komunikacji (choć Garmin InReach, komunikujący się przez satelity w obu kierunkach już tak). Trzeba pamiętać o definicji: to odbiornik GPS.
To, moim zdaniem, również fajne rozwiązanie w miastach. Po wgraniu choćby darmowych map udostępnianych na licencji Open Source (Open Street, Open Topo, czy moje ulubione norweskie Fri Kart) mamy plany miast, a na nich zaznaczone zabytki, przystanki autobusowe czy, jak w przypadku Włoch i Hiszpanii – zaznaczone ujęcia wody pitnej (oj, nieraz się przydały!).
Korzystanie z GPS’a w miastach skutkowało czasem tym, że przemykaliśmy przez nieoczywiste, lokalne uliczki czy miejsca, których być może inaczej byśmy nie odkryli. Choć, tu znów – dobra mapa również (a może przede wszystkim!) da nam radość odkrywania zakamarków zarówno miejskich jak i tych z daleka od cywilizacji.
My obecnie używamy naszego Garmina w dwojaki sposób. Pierwszy to wgranie map topograficznych terenu i używanie GPS’a jako mapy. Owszem, ekran nie powala gęstością czy rozmiarem, ale zerkamy raczej co jakiś czas sprawdzając gdzie jesteśmy. Do tego mapa papierowa obowiązkowo. Bez niej się nie ruszamy!
Drugi sposób to zaplanowanie trasy (lub wrzucenie śladu – ‘tracka’ i punktów), ale tu znów – nie nawigacja step-by-step ale sprawdzanie czy jesteśmy ‘na kursie, na ścieżce’. Trzeba mieć świadomość, że gps ma swoją dokładność (czy raczej: niedokładność/błąd), mapy również, a i trasy, które wyznaczamy czy ściągamy z sieci potrafią być mocno uproszczone. Stąd – nie wierzymy ślepo nawigacji, ale traktujemy ją raczej jako pomoc nawigacyjną.
Czasem gps pozwalał utwierdzić się w przekonaniu, że wejście na szlak, które na mapie wygląda nieoczywiście, a w rzeczywistości nawet nierozpoznawalnie – jest jednak tu. Słynna maksyma mówi: ufaj ale sprawdzaj.
W Szkocji mieliśmy zagadkę z zejściem z grani The Storr. Niewyraźna ścieżka prowadziła wzdłuż stromo opadającego klifu. Mieliśmy w pewnym momencie przewinąć się przez krawędź aby zacząć schodzić w dół. No tak, ale… mglisto, mokro, ścieżka ewidentnie wzdłuż grani… Zejścia nie widać. Mapa nie bardzo pomaga, bo przy braku punktów orientacyjnych możemy jedynie stwierdzić, że utrzymujemy dobry kierunek. A i to nie do końca. Patrząc na mapę i kompas – powinniśmy się kierować na północ (ścieżka biegnie wschód-zachód). Ale zaraz, zaraz – na północ – zbocze obrywa się gwałtownie na kilkadziesiąt co najmniej metrów. Zatem – którędy? GPS potwierdza – wcześniej zaplanowana trasa wiedzie w kierunku przepaści, za krawędź. Sytuacja nieco dziwna, ale ostrożnie przemieszczamy się w tym kierunku, odnajdując najpierw strumień, który znika za krawędzią klifu, a następnie zerkając nieśmiało i oceniając szanse na zejście… strumieniem w dół zbocza. Co się okazuje? Po kilku metrach nastromionego żlebu, którym płynie strumień, pojawia się ścieżka. Stromo, ale do przejścia. Czy GPS pomógł podjąć decyzję? Owszem. Trzeba pamiętać, że nie było tam oznaczonej ścieżki ani żadnego kierunkowskazu. Fakt, że sprawa wymagała zbadania i ostrożności. Mieliśmy świadomość, że samo zejście może być metr czy kilka metrów na wschód lub zachód. Niemniej – był to kolejny element, który nas utwierdzał w decyzji.
To, co jest też fajnego w używaniu takiej nawigacji, to szacowany dystans do celu czy wyznaczonego punktu. Szacowany czas dotarcia trzeba traktować z przymrużeniem oka, bo jest sprawą mocno płynną, ale dystans przebyty czy dystans do danego punku to cenna informacja.
Dodatkowo, z reguły mamy do dyspozycji dane takie jak czas do zachodu słońca (choć.. kto wyrusza na szlak bez czołówki ;), zapasowy kompas czy wysokościomierz.
Niemniej – to wszystko wymaga prądu. I napięcia. Zatem warto zawsze wrzucić do plecaka zapasowy komplet baterii i być przygotowanym na to, że może się zdarzyć jakiś fatal-error, urządzenie odmówi posłuszeństwa, zawiesi się, utopi, spadnie… I wtedy właśnie nie powinniśmy się czuć zgubieni! Dlaczego? Bo mamy mapę, kompas i ogólną orientację w terenie, w którym się poruszamy.
Ok., dla kogo zatem NIE jest to urządzenie?
Moim zdaniem, dla tych, którzy wymagają funkcjonalności ‘Ok., Google’, którzy nie czytają instrukcji obsługi i nie zamierzają bawić się w podłączanie GPS’a do komputera.
Nie jest to zabawka również dla tych, którzy nie lubią lub nie potrafią szukać i kompilować informacji oraz przetwarzać ich na potrzeby nawigacji.
Nie polecałbym turystycznego GPS’a tym, którzy chcieliby traktować go jako nawigację samochodową. System ‘wyznacz trasę’ w turystyce należy naprawdę traktować bardzo ostrożnie. Owszem, zdarzyło się nam, że nasz Garmin posłużył jako nawigacja samochodowa (ma taki tryb) ale to dla tego, że utopiłem telefon w rzęsistym deszczu i zmarł śmiercią technologiczną. A mapę mieliśmy topograficzną, która w mieście niezbyt była pomocna.
Podsumowanie.
Posiadanie i używanie turystycznego GPS’a:
Zalety
+ możliwość wyznaczania tras i znajdowania punktów bez korzystania ze smartfona
+ możliwość potwierdzenia prawidłowości nawigacji
+ długi czas pracy na bateriach (w tym przypadku Garmin GPSMap 62c)
+ opcje wcześniejszego planowania tras i analizy pod kątem, np. przewyższeń
+ często: odporność na warunki (woda, pył, wstrząsy)
+ duża ilość map – płatnych i bezpłatnych, które pozwalają na doskonałą zabawę
+ dostęp do punktów i tras udostępnianych przez innych użytkowników
+ możliwość wizualizacji przebiegu tras na, np. Google Earth
+ w przypadku sytuacji awaryjnych/akcji ratunkowych – możliwość podania służbom koordynatów
+ plus do lasnu (żartuję 😉
Wady:
– konieczność zasilania i posiadania zapasowych baterii
– odzwyczajanie nas od myślenia i budowanie zbytniego zaufania do technologii
– niedokładności (urządzenia, map, tras)
– konieczność operowania mapami, trasami i punktami (dla niektórych w tym dla nas: zaleta!)
– waga – choć są różne urządzenia, to te pancerne nieco jednak ważą
– cena
– minus do lansu (bo obciach jednak trochę.. 😉
Na koniec.
W pierwszych dniach używania GPS’a chowałem go skrzętnie w plecaku, zżymając się na to, że co jakiś czas muszę wyciągać. Czemu chowałem? Ano, wydawało mi się, że to nie wypada tak epatować Garminem, że to obciach (nie mówiąc o tym, że ja akurat nie lubię tych wszystkich dyndających akcesoriów, noży i menażek na plecaku). No i generalnie – głupawo się czułem. Odetchnąłem zobaczywszy innych turystów na szlaku, którzy mieli takie ‘ręczniaki’ podpięte do szelki plecaka tak, aby móc co jakiś czas zerknąć wygodnie. Wcale nie szli wpatrzeni ślepo w ekran. Po prostu – traktowali to jako jedno z akcesoriów. Może nie niezbędnych, ale… pomocnych.
Czy to zatem tylko gadżet czy fajna pomoc? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. My używamy i jesteśmy zadowoleni. A ja przed każdym wyjazdem rzucam się w wir szukania map, śladów, ciekawych punktów. Wgrywam, kasuję, montuję. Ot, fajna zabawa!
Tutaj mamy przykład naszego śladu GPS z wejścia na Pico del Teide na Teneryfie.
Źródła map na Garmina z których między innymi korzystamy:
Świetne mapy topograficzne opracowane przez Norwegów: www.frikart.no
Open topo na Garmina: garmin.opentopomap.org
Dolomity na nartach: skidea.com
Garmin: garmin.com/pl-PL/maps/outdoor
Ślady i trasy Highlandów (Szkocja): www.walkhighlands.co.uk
Mapa topo Polska: www.pltopo.pl
A na deser forum maniaków Garmina: garniak.pl
Jeśli podobają się Wam nasze posty, zapraszamy do polubienia strony Aktywnych w podróży na Facebooku oraz do śledzenia naszego profilu na Instagramie. Będzie nam również miło, jeśli udostępnicie ten post swoim znajomym.
Jeśli spodobał Ci się post, możesz nas wesprzeć stawiając nam wirtualną kawę. Tym sposobem wspierasz naszą twórczość.
Dodatkowo, stawiając nam kawę, masz teraz możliwość odebrania za darmo 45 dni dostępu do bogatej biblioteki audiobooków BookBeat!
4 komentarze
Ja z kolei „sparzyłem się” na Garmin eTrex 10 .. Napakowano w niego niezliczoną ilość funkcji, a jak przyjdzie ci używać tylko „start” / „powrót” (na przykład przy wędrówkach po lesie i powrocie do samochodu) to .. głowa mała!!! Testowałem go raptem przez dwa dni i .. odesłałem do sprzedawcy -wielce zniesmaczony. Nikomu nie radzę nazwać go nawigacją – bo to jedynie zabawka dla nudzących się bezmózgowców ..
No tak, ale eTrex 10 to właśnie bardziej taka podstawowa zabawka do geocachingu i zabawy raczej. Co było nie tak? Gubił zasięg? My wciąż używamy GPSmap 62 s (ma już swoje lata) ale robi robotę. Ostatnio w Rumunii, wobec dość znikomego tu i ówdzie oznakowania szlaku – posiłkowaliśmy się nim. Przy czym kilka map Rumunii mieliśmy wgrane (zarówno z frikart.no jak i Open Topo Rumunia). Trzeba brac pod uwagę, że gęsty las i sygnał GPS sią nie lubią za bardzo. Swoją drogą – w linii eTrex zawsze zastanawiał mnie pomysł projektantów aby joystick umieścić nad ekranem (wydaje się, że podczas używania zasłaniamy sobie ekran). W serii 62 sterowanie jest mniej wygodne (strzałki + klawiatura) ale w sumie.. kwestia przyzwyczajenia. Choć w dobie urządzeń ze sterowaniem dotykowym to oldschool – zaleta: można używać nawet w grubszych rękawicach.
Cześć.
Przeczytałem właśnie artykuł o GPS ie. Jestem na etapie poszukiwań urządzenia dla siebie. Do tej pory wędrówki po górach, narty biegowe czy jazda na rowerze odbywały się tylko z mapą w ręku. Zazwyczaj klasyczną, ale czasami wspomagałem się smartfonem. Jednak słaby zasięg w górach i odmowa współpracy w okresie zimowym (szok termiczny po wyjęciu z ciepłej kieszeni), dyskwalifikują to urządzenie. Na wiosnę planujemy wyprawę rowerową szlakiem EuroVelo, Świnoujście – Gdynia, a latem chcemy odwiedzić Szwajcarię i poznać jej górskie uroki. Czy możesz podpowiedzieć jaką nawigację kupić na początek przygody z tym urządzeniem, tak żeby się sprawdziła, nie zawiodła i nie zrujnowała portfela? Serdecznie pozdrawiam, Darek
Cześć! Masz rację, telefon to dosyć zawodne rozwiązanie (choć mając mapy offline w pewnych sytuacjach daje rade, ale… wady wymieniłeś – w rękawicach słaba obsługa, bateria również z reguły nie powala no i brak odporności na warunki). My używamy starszego już urządzenia (GPSMAP 62s) i póki co – nie widzę potrzeby zmian. Wiadomo – ekran nie jest dotykowy, rozdzielczość również nie powala, ale generalnie – można ładować różne mapy open source (open topo, frikart itp), ale bateria trzyma długo (dwa paluszki), jest pancerny i odporny na warunki, można mieć kilka kart SD z różnymi mapami do szybkiego przełączania. Do tego – to tak może pod waszym katem – jest dosteny taki uchwyt na rower – na kierownicę. Więc można urządzenie mieć na kierownicy podczas jazdy (w trybie nawigacji – jak w aucie 🙂 To co jest fajne, to Garmin ma w tym modelu fajna technologie ekranu – w świetle dziennym nie potrzebuje podświetlenia i jest na prawdę czytelny (nie zjada baterii).
Zerknij na stronę Garmina w urządzenia ręczne (https://www.garmin.com/pl-PL/c/outdoor-recreation/handheld-hiking-gps/) Jest wciąż dostępna seria 64/65. Z takich nowszych to są te eTrex’y, ale opinie są o nich różne. Myśmy ich nie używali więc trudno się ustosunkować.
Jakbym miał teraz wybierać – szukałbym chyba czegoś z serii 64/65 ewentualnie 66.
A portfel – wiadomo – każdy inny a Garmin lubi go odchudzić 😉